środa, 27 lutego 2013

Surowym okiem

Witajcie!
Piszę tego posta bardziej chyba dla siebie niż  dla Was, bo uznałam, że nadszedł czas, w którym moje prace już tyle przeleżały, iż mogę na nie spojrzeć chłodnym okiem i spróbować dokonać samooceny.
O, Monia, drżyj!;)

Z serii portrety (wybór):




Z serii krajobrazy:







Varia:


lew nie jest ukończony 

strój - bez komentarza;)



Mogę teraz bez fałszywej skromności i bez nadmiernego entuzjazmu stwierdzić, które prace są w miarę dobre, a które słabsze, co należy skorygować i nad czym trzeba popracować. Najtrudniej, zdecydowanie, maluje się portrety farbami. Jest to sztuka do opanowania, ale wymaga długiej praktyki i wprawnej ręki. Myślę, że do zrobienia:)
Bardzo lubię pracować kredkami i ołówkiem. Szybciej widać efekty i kształty są jakby delikatniejsze, bardzie precyzyjne. 
No nic. Zostaje mi ćwiczyć, być dobrej myśli, czekać na wolną chwilę i na zlecenia oczywiście też:)

Jeśli macie jakieś uwagi, sugestie, piszcie proszę! Bardzo mi to pomoże!

piątek, 22 lutego 2013

Codzienność i poezja, a na miłe zakończenie zielony zakątek


Bywają chwile, że mam nieodpartą ochotę usiąść w ciągu dnia, najlepiej jednak wieczorem, z filiżanką kawy w jednej i tomikiem wierszy w drugiej ręce. Ostatnio coraz częściej. Dziwię się ludziom (choć może nie powinnam), którzy nie kochają poezji, bo ja, mimo że nie jestem kompetentna, by wyrażać na ten temat opinie, to jednak czuję ją po swojemu, potrafię nią oddychać.


Bliska mojemu sercu jest twórczość wywodzącego się z Pszowa Ks. Prof. Jerzego Szymika. Słowa, które wyjątkowo obecnie zapadają mi w serce:

Panie,
jest inaczej
niż być miało

ani góry,
ani morwy
nie rzucają się w morze na moje słowo

nieustannie idzie na burzę,
nieustannie czerwieni się zasępione niebo,
fale zalewają łódź, a wichry i jezioro nigdy nie są mi posłuszne

[...]

dotykałem tylekroć
Twojego płaszcza,
a nie jestem zdrowy

[...] 

mam oczy, a nie widzę,
mam uszy, a nie słyszę;
często też wpadam w ogień i w wodę [...]


Dni, które biegną jeden za drugim, auto w naprawie, stosy styropianu do wycięcia, kurz do pościerania, okna do wymycia, wiadomości telewizyjne do obejrzenia (czasem aż strach), i jeszcze rachunki do zapłacenia, jakieś dziwaczne PIT-y, sprawy małe, mniejsze, duże, większe, ważne i mniej... Wieczorami ginę pod stosami papierów i garnków, których nigdy nie można wymyć raz na zawsze, ale co gorsza pod swoim zwątpieniem i zatroskaniem, stresem i znudzeniem również.
Mam wrażenie, że wszystko robię tak płytko, powierzchownie, że wiecznie potykam się o swoje zniechęcenie i bylejakość. A ja chcę głębiej, mądrzej, lepiej, z miłością!


Dlatego:

tęsknię za Tobą.
Ulituj się nade mną.
Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić.

(J. Szymik, Kyrie, fragmenty)




***





Ten fragment naszego terytorium, który widzicie powyżej, jest wielką dumą mojego Męża i moją. Ma kolor nadziei, tętni życiem, a jego pielęgnacja i obserwacja stanowi wytchnienie po zapracowanych dniach.





Wytchnienia i radości życzę Wam bardzo, bardzo gorąco!

środa, 20 lutego 2013

"Patrz oczyma, fotografuj sercem"

Jak to mawia światowej sławy fotograf David duChemin.
Ostatnio stałam się bogatsza o kilka zdjęć właśnie z sercem wykonanych. Ich autorką jest Jagoda, specjalistka zajmująca się fotografią ślubną i dziecięcą. Jak sama pisze: "ani w jednym ani w drugim nie brakuje emocji, naturalności i wzruszeń, a to przecież najpiękniejsze, co chciałoby się móc zatrzymać na zawsze".


Niedawno byliśmy z wizytą u Jagody, Jej męża Dawida i synka Kubusia. Oprócz pasjonującej rozmowy i pysznego ciasta, zostaliśmy obdarowani fotografiami, które możecie tutaj zobaczyć. W sesji robionej na gorąco wzięły udział nasze dzieci i ja.



W wolnej chwili zajrzyjcie na stronę autorską Jagody. Zachęcam Was, warto! Najlepiej zaś samą Autorkę poznać bliżej podczas sesji, na którą możecie się umówić:)


Nasze zdjęcia mają niesamowity urok. Podejrzane znad kanapy i zza uchylonych drzwi, błyskawicznie złapane w kadr momenty te są pełne prawdy, pogody i szczerości. Nawet ja, słynąca ze swej fatalnej niefotogeniczności (na palcach jednej ręki policzyć mogę ujęcia, na których podobam się sama sobie), wyszłam na nich całkiem korzystnie;) Przy okazji po raz kolejny zauważyłam, że Lidka ma jakiś wrodzony, smutny wyraz twarzy, hmm...
A jak Wam się podobają?
Przesympatycznej Pani Fotograf raz jeszcze dziękujemy za piękne pamiątki!
Dobranoc!

wtorek, 19 lutego 2013

Dzień pełen wrażeń

Wyjazdowy, śnieżny, baardzo sympatyczny... w towarzystwie Męża, Lideczki i Wojtusia:)




Były też jedyne w swoim rodzaju zupa grzybowa, sałatka, kawa...






i dekoracje w karczmie "Ochodzita":)



Od niedawna zaczęłam też z moim Tatą projektować Boży Grób. Pierwsze zdjęcia są:



O postępach prac będę informować:)
Serdecznie Was pozdrawiam Mili Czytelnicy!

czwartek, 14 lutego 2013

Historia nauczycielką życia

Pracowałam dzisiaj cały dzień. W efekcie powstało malowidło ścienne w klasie historycznej, gdzie prowadzę zajęcia dla młodzieży gimnazjalnej. Zdjęcia są wykonane wieczorową porą.


Pomysłów wiele, jedna ściana, dwie ręce (zasadniczo jedna - prawa), a tematyka baaardzo szeroka. Wybrałam zestawienie słynnych budowli obrazujące rozwój cywilizacji. Ptaki, aeroplan i samolot pasażerski jakoś naturalnie wpisały się w tą koncepcję.


Takie malowanie nie jest rzeczą łatwą. To, co wychodzi spod ręki i co widzę tuż przed nosem oglądane z pewnej odległości często mnie nie zadowala. Raz po raz trzeba się wdrapywać najpierw na jeden stół, a potem na kolejny ustawiony na nim i korygować błędy. Konstrukcja taka się chwieje, a ciasna spódnica w niczym tu nie pomaga;) Ile razy już na górze się okazywało, że zapomniałam ściereczki albo mniejszego pędzelka, albo słoiczka z wodą... a stolik pode mną trzeszczał:)





Mamy ferie. W szkole było pusto i cicho. Mnóstwo czasu w trakcie malowania poświęciłam na refleksje. Kiedy powstawało błękitne tło, szczególnie mocno narzucały mi się obrazy z "Alarmu" Słonimskiego. To jeden z piękniejszych wojennych wierszy, jakie kiedykolwiek czytałam, z gatunku tych, które nosi się w sercu całymi latami. Przypominam sobie jego strofy, pozwalam słowom swobodnie przepływać przez moją głowę, mój dzień. Jest niesamowity! Powala mnie przede wszystkim druga część:

Kiedy w południe ludzie wychodzą z kościoła
Kiedy po niebie wiatr obłoki gna,
Kiedy na Paryż ciemny spada sen,
Któż mi tak ciągle nasłuchiwać każe?
Któż to mnie budzi i woła?

Słyszę szum nocnych nalotów.
Płyną nad miastem. To nie samoloty.
Płyną zburzone kościoły,
Ogrody zmienione w cmentarze,
Ruiny, gruzy, zwaliska,
Ulice i domy znajome z dziecinnych lat,
Traugutta i Świętokrzyska,
Niecała i Nowy świat.
I płynie miasto na skrzydłach sławy,
I spada kamieniem na serce. Do dna.
Ogłaszam alarm dla miasta Warszawy.
Niech trwa!

Wielki błękit, kruchość istnienia, nostalgia, i piękno obrócone w nicość, uroniona łza, ale też wierna pamięć, nuta triumfu, niezłomna wola. I te wizyjne obrazy, które intensywnie działają na wyobraźnię - płynące po niebie kościoły, cmentarze, ulice... Widzę je przed oczami, a nie umiem ukonkretnić ani objąć myślą do końca. Przecież ich już nie ma...
Jest natomiast błękit i jest przestrzeń. W wierszu, na malowidle i we mnie.



Dobrego piątku!


środa, 13 lutego 2013

Błyskawiczna decha

Tytuł posta oczywiście nie ma nic wspólnego z niedoszłą dietą i kondycją mojego brzucha (a szkoda!), jest natomiast związany z dekoracją ścienną powstałą z potrzeby chwili. Stara-nowa, przemalowana na kolor minty kuchnia mojej Mamy zyskała dodatkową ozdobę.



Miałam w zanadrzu surową deseczkę. Wolne popołudnie, lawendowa i groszkowa tubka farby, kilka kredek i... gotowe!
Podoba się Wam?

poniedziałek, 11 lutego 2013

O feriach, smutku i świetle. Refleksyjnie

Nareszcie upragnione wolne dni... Z radości nie wiem, gdzie się podziać - pójść na sanki z Lideczką, uprać firany, pomalować meble, wziąć się za dietę (najwyższy w końcu czas), poczytać stos odkładanych książek, a może poprawić sprawdziany i prace uczniów, które wzięłam na ferie?
Ostatnio miałam tak serdecznie dość historii: bitew, konfliktów, przyczyn i skutków wojen, powalających statystyk, ilu ludzi zginęło, ilu zostało rozstrzelanych, zagłodzonych, wymęczonych, rannych, osieroconych... że zdawało mi się, iż niemożliwością jest udźwignąć tak wielki ciężar dziejów i tragicznych losów ludzkich. Na dodatek w ostatnim z numerów "Gościa Niedzielnego" przeczytałam znakomity artykuł Ks. Prof. Jerzego Szymika pt. "Czekając na szarańczę", który mną wstrząsnął i dotknął do żywego. Pozwolę sobie przytoczyć fragment, w którym cytuje On wyjątki z "Pożogi" Kossak-Szczuckiej dotyczący bolszewików:

"Byli nieobliczalni i straszni w swym niepodleganiu żadnej rozumowej możliwości. Zdarzało się nieraz, że bolszewik wszedł do domu, siadł za stołem, jadł, rozmawiał, pobył parę godzin, po czym nagle, beż żadnej przyczyny, wstał, zastrzelił gospodarza, albo jego żonę, albo dziecko, albo wszystkich po kolei i najspokojniej wyszedł. Dlaczego to zrobił? Zapewne sam nie wiedział dokładnie. Żądza krwi stawała się u nich nałogiem takim, jak palenie tytoniu lub wódka, i ludzie ci bez mordu obejść się nie mogli. Może więc tego dnia jeszcze nikogo nie zabił, może mu przyszło na myśl, jak też się rozpryśnie na ścianie mózg siedzącego za stołem człowieka lub jak wyć będzie ta matka, gdy on zetnie głowę dziecku..." (w tym momencie spoglądam na moje śpiące spokojnie dziecko, przywołuję na myśl jej cudowny promienny uśmiech, jej czyste, błękitne jak niebo oczy i czuję jak boleśnie ściska mi się gardło, bo tamte dzieci też były czyjeś, bo w ich piersiach też biło ludzkie serce...)

I dalej genialnie podsumowuje istotę zła:

"walka wypowiedziana światu przez sowiety była pozornie tylko walką z kapitalizmem lub z takim czy innym ustrojem społecznym, a w rzeczywistości była walką z Bogiem, wypowiedziana wprost Bogu. Nie różnice klasowe chcieli wytępić, lecz wiarę. (...) "Boga usunąć ze świata!" było ich celem, hasłem i dążeniem".

To, co piszę mówiłam moim uczniom z trzeciej klasy gimnazjum. Echa tamtej dyskusji pobrzmiewają w tym poście.
Pytałam niedawno mojego Męża o to, jak to możliwe - tyle cierpienia na świecie, okrucieństwa, zezwierzęcenia. Z wielkim żalem i wyrzutem postawiłam odwieczne pytanie, czekając na Jego reakcję: "Co na to Pan Bóg? Gdzie był?"
Michał spokojnie odpowiedział mi pytaniem na pytanie: "Monisiu, czemu obwiniasz Pana Boga za to, co zrobili ludzie? Nie rozumiesz? To nie Bóg! To ludzie!"
Wstrząsnął mną. Chyba zrozumiałam. Uspokoiłam się.
Dając ludziom wolną wolę, Bóg związał sobie ręce.
Krzyż nabrał innego wymiaru. O miłości Boga do ludzi w znaczący sposób muszę pisać (z ochotą!) przez bardzo duże M.


Dzięki kilku niesamowitym ludziom z Liceum Plastycznego w Wodzisławiu Śl. odkryłam też na nowo piękno znanych mi, lecz na nowo odkrytych słów z Norwida:

Bo nie jest światło, by pod korcem stało,
Ani sól ziemi do przypraw kuchennych,
Bo piękno na to jest, by zachwycało
Do pracy - praca, by się zmartwychwstało.
(C. K. Norwid, "Promethidion")

Takie mądre, jasne i wręcz triumfalne są to słowa. Właśnie bogactwo tych treści - smutnych, lecz pełnych nadziei, mrocznych, choć jaśniejących w ciemności teraz noszę w sobie. Zbliża się Wielki Post. Niech dla Was i dla mnie będzie to dobry czas!