poniedziałek, 30 lipca 2012

Lipiec w obrazkach


Miesiąc pełen wrażeń - podróży, słońca, prezentów, refleksji. Z tworzeniem było nieco słabiej, choć najbliższe miesiące nie wróżą zakwasów dłoni od trzymania ołówka czy pędzla. Zbliża się wrzesień, a to oznacza zmierzenie się z gimnazjalistami na jednym, a licealistami na drugim froncie. Zaświszczą kule... :)

niedziela, 29 lipca 2012

Gałązki pokoju


il. po lewej: www.swisse.com
il. po prawej: www.botanical.com

Pewna starsza pani powiedziała mi niedawno, że pamięta, jak będąc małą dziewczynką chodziłam ze swoimi kuzynkami po łąkach i śpiewałam piosenki religijne. Spłonęłam rumieńcem, chcąc wszystkiego się wyprzeć przez powołanie się na słaby wzrok lub słuch owej pani, bo wybitnym wokalem raczej nie grzeszę:) Pomyślałam jednak, że przytoczone argumenty nie należałyby do dobrego tonu... Rzeczywiście jednak tak było.
Zarówno te łąki, jak i tematyka piosenek miały coś z franciszkańskiego ducha. Przytoczę fragment jednej:

"Zanieśmy do swoich domów
Gałązki pojednania.
Niech lasy zakwitną oliwne
Ogrody zmartwychwstania" (Marek Skwarnicki)

Do domu gałązki przyniósł mi wczoraj Mąż. Nie były to co prawda gałązki oliwne, tylko wierzbowe, ale równie wdzięcznie się prezentowały.


Taki mam widok z okna. Po tych łąkach chodziłam;)




Każde spojrzenie na nie przypomina mi o wspaniałej idei pokoju, którego symbolem jest gałązka oliwna.



Pokoju ducha i radości na nadchodzący tydzień dla Was, drodzy Czytelnicy!




Inskrypcja na płycie nagrobnej z Katakumb św. Kaliksta w Rzymie.




czwartek, 26 lipca 2012

Przesyłka z Bolesławca


Mogę powiedzieć, że jestem uważana za osobę raczej sympatyczną i pogodną. Bardzo lubię dzieci, ale też nie mam nic przeciwko dorosłym;) Są jednak takie momenty, w których czuję się bezgranicznie rozgoryczona i rozczarowana ludźmi, ich postępowaniem, wieczną, bezsensowną paplaniną, małostkowością. Wciąż zaskakuje mnie to, jak drugi człowiek może wejść z buciorami w przestrzeń życiową drugiego, zranić gestem, słowem, spojrzeniem.
Właśnie mam taki czas. Uciekam więc do Was, do świata "niemego", bo tu czuję się bezpiecznie i dobrze. Mogę się wyżalić, a Wy to zrozumiecie i nawet jeśli część z Was pomyśli: o czym ta baba znów pisze?!, i tak nie usłyszę złych komentarzy, hihi:) 

Koniec rozczulania. Ad rem:

Piszę dzisiejszego posta, żeby pochwalić się Wam skarbami, które wczoraj trafiły do moich rąk. Dzięki wymiance z Joasią, która prowadzi bloga z widokiem na obelisk otrzymałam przepiękny kubeczek z manufaktury bolesławieckiej (jestem zauroczona jego kwiatową zdobiną!), syryjskie mydełko z Aleppo i niepowtarzalną pocztówkę. Jeśli macie chwilę, zajrzycie do katalogu dekoracji, które fabryka naczyń kamionkowych w Bolesławcu posiada w swojej ofercie. Cuda!
Joasiu, dziękuję! 
Zapraszam Was do świata Jo pełnego przygód, wrażeń z podróży, ciekawych przemyśleń i pięknych zdjęć, gdzie króluje niezwykła, pełna ciepła i wrażliwości atmosfera.

A ja pędzę się odstresować. Jak? Przy kawie i dobrej lekturze, rzecz jasna!;)







Trzymajcie się i nie dajcie nikomu!:)



niedziela, 22 lipca 2012

Z biegiem Odry i czasu...


Miejsce, które możecie zobaczyć w tym poście zostanie wkrótce całkowicie wyludnione. Już dziś straszą tam ruiny budynków, opustoszałe domostwa, rozwalone mury. Chociaż jeszcze widzę staruszkę siedzącą na ławce przed chałupą, malwy pod płotem, a dziecko na rowerze gwałtownie skręca przed maską naszego samochodu, to sklep wielobranżowy zamknięto, tablica z informacją "biblioteka" prowadzi donikąd i pustką wieje po kątach.


Ścieżka, po której chodziłam z Lidką i Michałem zostanie zalana, bo Ligota Tworkowska stanie się częścią polderu przeciwpowodziowego. Szkoda. Okolica jest wszak bardzo urokliwa, objęta ochroną dzięki programowi "Natura 2000" jako ostoja dwóch gatunków lęgowych: bączka i podgorzałki.


O wsi położonej nad samą Odrą informują zapisy pochodzące z XV w. Mieszkańcy, których sukcesywnie ubywa (jest ich ponad 100) chodzą do kościółka p.w. Matki Bożej Częstochowskiej z 1902 r.






On razem z polami, łąkami, cmentarzem też znajdzie się pod wodą, kiedy fale sztucznego jeziora zaleją Ligotę, podobnie jak to było w 1997 r., w czasie powodzi stulecia i w przeszłości jeszcze wiele razy.

www.nowiny.pl


Przyszły mi na myśl słowa pewnej piosenki:

I popłynęła nagle 
wielka, ciemna woda, 
jakby ktoś winy nasze 
spłukać chciał do cna. 
Po wsiach i miastach, 
parkach i ogrodach, 
niby kosmiczna wielka łza. 
A przecież mówią, że gdy lato to pogoda. 
Pęcznieją sady i żywicą pachnie las. 
A popłynęła nagle 
wielka ciemna woda 
i stanął zegar, 
ruszył czas. 

(...)

I chociaż ponoć już 
o gwiazdach wszystko wiemy 
i coraz dalej 
wybiegamy w swoich snach, 
to tak naprawdę 
wcale nie umiemy 
odpędzić chmury, 
co nadciąga nad nasz dach. 

Janusz Radek 
"Wielka woda" (frag.)


Dobrej niedzieli w bardziej optymistycznym nastroju!





piątek, 20 lipca 2012

Dawno, dawno temu...

Prawie lata temu (w blogowym świecie czas płynie tak szybko, przynajmniej dla mnie!) zostałam zaproszona przez Kasię z M13 i Avreę do zabawy we wspomnienia z dzieciństwa. Dzięki Dziewczyny! 
Pierwsze co przyszło mi na myśl:


Pyszne słodziutkie gumy do żucia Turbo albo Donald. Kto nie kolekcjonował obrazeczków z autami lub disneyowskich historyjek?


Bierki, do których nigdy nie miałam cierpliwości i każdą rozgrywkę przegrywałam.


Kalejdoskop uwielbiałam za fantastyczne układy kolorowych szkiełek. A ostatnio był chyba post o witrażach, nie? :)


Kostka Rubika. Mieć? Się miało. Do tej pory jednak nie wiem, jak można ją poskładać i nie umrzeć z nudów.


 Domek z "Lego". Miałam trochę większy niż ten przedstawiony na obrazku (wypasiony, bo z garażem). Układałam bardzo rzadko, ale za każdym razem była to wielka celebracja zajęcia i niesamowita przygoda przeznaczona na wybrane sobotnie popołudnia. Te urocze plastikowe liściki i garnuszki, kwiatki, parasolka, okienka na poddaszu, ach...


Łapanie jajek. Do dziś pamiętam ten charakterystyczny dźwięk! Dziś od tego piszczenia dostałabym pewnie szału :/


Mysz z odpustu. Dlaczego tak bardzo chciałam ją mieć? Do dziś nie zgadnę...

Wyście mieli podobnie?
Udanego weekendu dla wszystkich!

*Powyższe zdjęcia pochodzą z Internetu.

środa, 18 lipca 2012

Lux in tenebris

Moje pierwsze wspomnienia związane z wiarą to blask witraży. Pamiętam z wczesnego dzieciństwa obraz zalewającego przestrzeń nawy i prezbiterium światła, które od tego momentu nieodmiennie kojarzy mi się z ciszą, ciepłem i mistycyzmem, pamiętam lśniące, migotliwe plamki na posadzce kościoła, na rzeźbach i na twarzach ludzi. Naturalne światło Słońca w moim przekonaniu nabiera szczególnego znaczenia dopiero w momencie przenikania przez różnobarwne szybki.
Od fascynacji witrażami zaczęła się moja przygoda z historią sztuki, która zaowocowała późniejszymi studiami. Od września zaś swoją pasją będę mogła podzielić się z uczniami pewnego liceum plastycznego (hurra!).


Dla żyjącego w XII w. opata Sugera Bóg był światłem. Pisał: 

Wywiedziony ze światła wszechświat sam wysyła potoki jasności, a światło emanujące z Istoty Pierwszej wyznacza nieodmiennie miejsce wszystkiemu, co stworzone. Ale też i wszystko zespala. Jako więź miłości przenika świat, jest ładem i spójnią.


Nie dziwcie się więc, że od czasu do czasu wracam do urzekającej legendy o św. Krystynie, której fragment pozwolę sobie przytoczyć, gdyż jest mi niezwykle bliski:

Krystyna przypomina sobie, jak razu pewnego, gdy dzieckiem jeszcze była maleńkim, zakrystian podniósłszy ją do góry, ukazał jej świat przez kolorowe szybki kościoła (...) 
Gdy spojrzała przez jedną, ujrzała, że świat cały stoi w płomieniach. Niebo i ziemia, drzewa i ludzie, wszystko - stało w ogniu czerwonym i złotym. Było to straszne i porywające zarazem. (...)
Ale zakrystian podniósł ją do drugiej szybki i Krystynie wydało się nagle, że jest na dnie morskim. Szmaragdowa zieleń objęła ją chłodną falą. (...)
Następna szybka była żółta i Krystyna poczęła wyrywać się i płakać, albowiem świat cały zamknięto nagle w bryle bursztynu jak uwięziony listek lub muszkę.
Zakrystian roześmiał się i podniósł dziecko do czwartej szybki. Krystyna zamarła w zachwyceniu. Wszystko tonęło i roztapiało się w liliowej poświacie. (...) nie widziała już znanego sobie świata (...) Wydawało się jej, że jest to już świat inny, nieznany (...) Ametystowe światło przełamało się złotem i po raz pierwszy wyciągnął ku Krystynie ręce On                         (H. Górska).


Kocham światło zwykłe-niezwykłe, bo dla mnie jest obrazem Stwórcy. Światło rozjaśnia ciemności, odsłania kształty rzeczy, daje nadzieję. Światłem można malować, fotografować, pisać, tworzyć. Światło kładące się miękko na przedmiotach, połyskujące na krawędziach, odbijające się w szybach i lustrach




i w oczach moich Bliskich


Kto z Was nie zna:

Pan Światłem i Zbawienie moim, 
kogóż mam się lękać? (Ps 27,1)  


Ważne sprostowanie:
W ostatnim poście pisałam o Wojtku, który miał  być rzekomo moim pierwszym męskim czytelnikiem. Od razu odezwali się pozostali, których niechcący pominęłam. Rumienię się z powodu swojego roztargnienia. Z tego miejsca pozdrawiam więc Reda, który wraz ze swoją Żoną Iz prowadzi pięknego i niesamowicie ciekawego bloga (Four Oaks) oraz Rafała, który czasem też tu zagląda. Pozdrawiam Was, Mężczyźni!





poniedziałek, 16 lipca 2012

Wyniki candy

Zgodnie z obietnicą odbyło się dzisiaj, w ten deszczowy dzień bezstronne, uczciwe losowanie.
Wszem i wobec ogłaszam, że zwyciężczynią "portretowego" candy jest 

osóbka, której adres mailowy to


Gratuluję!
Proszę Cię o nadesłanie zdjęcia swojego lub kogoś bliskiego 
do wykonania portretu na adres mailowy monim22@gmail.com.
Napisz, czy portret ma zostać wykonany w ołówku czy w sepii 
oraz podaj adres zamieszkania.
Na odzew czekam dwa tygodnie.


Wszystkim drogim Uczestnikom serdecznie dziękuję 
za wzięcie udziału w mojej zabawie!
Jeśli ktoś z Was chciałby jednak mimo wszystko mieć swój portret lub podarować komuś w prezencie, piszcie!
Dogadamy się;)

Pozdrowienia dla Was, kochani Podczytywacze, 
szczególnie zaś dla Wojtka z Pszowa, który jest pierwszym mężczyzną, o którym wiem, że tu zagląda!
Ucałowania dla Twoich Dziewczyn, Wojtku:)


piątek, 13 lipca 2012

Łazienkowy rąbek tajemnicy

Wiedziałam, że na Was można polegać! Pod ostatnim postem tylu komentarzy, rad, krytycznego spojrzenia i ciekawych propozycji się nie spodziewałam. Pisałyście, że mam pokazać więcej łazienki, więc tyle, o ile (resztę zachowam dla siebie:) pokazuję w dzisiejszym, iście "morskim" poście:






Klamka zapadła. Będzie drabina. Właśnie w tym kącie:


Na razie jednak stoi tam:

 :)

Tylko komu mogę podwędzić drabinę? ;)
Uściski!!!








środa, 11 lipca 2012

Drabina w łazience? Doradźcie!

Nie od dziś wiadomo, że blogerki mają dobry gust pod wieloma względami. Koniecznie więc muszę skorzystać z Waszych rad. Chodzi o wieszak na ręczniki do łazienki. Ma być niebanalnie, tanio i "pod kolor". Myślicie, że się uda?

Pokazuje Wam migawki z naszej łazienki, które publikowałam do tej pory na blogu:


Łazienka jest utrzymana w stylu marine. Przynajmniej na początku tak zakładałam. Pomieszczenie jest dosyć duże, przestronne, jasne, z oknem dachowym, kafelki kremowe z motywem muszli, elementy ceramiczne białe (jak wymyję, to śnieżnobiałe;), baterie srebrne, meble łazienkowe białe lub szklane, kosz brązowy imitujący wiklinę. Kropla błękitu miesza się z czarnymi akcentami. Dodatki zmieniam wedle potrzeby. Są to zazwyczaj statek, żaglówka, latarnia morska, tablica rejestracyjna "Ocean State", muszle, dracena, czapla na długich nóżkach.
Jak sądzicie, czy drabina pobielana, przecierana lub całkiem surowa pełniąca funkcję wieszaka będzie tu na miejscu? Na przykład:

zdj. z www.babiniec-cafe.pl

zdj. z www.rokoko.squarespace.com

zdj. z www.followyourdreams.blox.pl

Waszym zdaniem hit czy kit? Piszcie! 
A może macie inne ciekawe pomysły?

PS. Jeśli jednak drabina, może ktoś sprzedać jakąś starą, bez drewnojadów, rzecz jasna?:) Gdzie taką kupić?